sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 14 Miłośc rośnie wokół nas...

Elsa obudziła się wcześnie rano. Czuła że coś jest nie tak że stało się coś okropnego. Nie myliła się. Obok niej leżał zwinięty w kłębek Jack. Wyglądał wyjątkowo uroczo co przyprawiło ją o rumieńce i szeroki uśmiech. Nie chciała go budzić. Bezszelestnie podeszła do lustra. Była przerażona. Miała kruczoczarne włosy czerwone oczy i mnóstwo zadrapań na twarzy rękach i nogach. Nie mogła sobie przypomnieć co się stało. Nic nie pamiętała.
Jack usiadł na łóżku i przeciągnął się leniwie. Przetarł ręką oczy i spojrzał na Elsę. Ale zaraz... obudziła się? !
- Elsa! - krzyknął uradowany. Podbiegł do odwróconej do niego dziewczyny i wziął ją na ręce. Okręcił się postawił ją na ziemi. Przytulił się do niej mocno a ona odwzajemniła uścisk. Teraz najważniejsze było to że w ogóle żyła. Puścił ją złapał za ręce i popatrzył jej głęboko w oczy. Był od niej wyższy o głowę więc to było trochę trudne.
- Ty żyjesz?! - spytał Jack z niedowierzaniem.
- Jasne głuptasie. - odpowiedziała. - ile spałam?
- Tydzień.
- Zaraz... jak to ?
Chłopak opowiedział jej wszystko ze szczegółami o tym jak walczyła dzielnie i zaczęła przegrywać... i o tym... jak straciła moc co dało się zauważyć po jej wyglądzie.
- Jack...?
- Słucham bohaterko.
- Dziękuję za pomoc. Gdyby nie ty to byłoby po mnie. Wszystko zawdzięczam tobie.
- Elsa?
- Tak?
Uczucia buzowały w nim nienal dosłownie. To był ten moment. Trzymał ją za ręce... patrzył w oczy...
- Zależy mi na tobie.
- Mi na tobie też...
- Kocham cię.
Na te słowa Elsa przytuliła się do niego. Wiedziała że on to mówi całkowicie szczerze. Nie okłamał jej nigdy. Ufała mu bezgranicznie a on wyznał jej miłość. Jej serce zaczęło uderzać o klatkę piersiową co dawało się wyraźnie słyszeć.
Oczy Jacka były bardziej błękitne niż kiedykolwiek. Miał dość udawania. Kochał ją i był tego pewny w stu procentach.
Przybliżył swoją twarz do jej twarzy. Jej czerwone oczy robiły się rubinowe. Czuła na sobie jego przyjemnie zimny miętowy oddech. Zrobił to. Złączył ich usta w głębokim pocałunku. To było takie przyjemne. Ona zaczęła z podniecenia przeczesywać palcami jego białe włosy a chwilę później oplotła jego szyję rękoma.
 Cofnął się przewracając ją na łóżko i nadal ją całując. Położyła się wygodnie rozkoszując się chwilą. To jeden z jej najlepszych dni w życiu.  Tak... była tego pewna


(***)


Leżeli teraz w łózku. Jack miał rękę podłożoną pod głowę a drugą ją obejmował.Nie miał na sobie bluzy ukazując swoje mięśnie. Elsa czuła się przy nim tak bezpiecznie... Obudzili się.
- Hej skarbie. - powiedział Jack po cichu z uśmiechem na ustach.
- C-co się stało?
- Coś najwspanialszego na świecie. - mówiąc to pocałował ją w policzek.
- To sen? Jeśli tak to nie chcę się nigdy budzic... - przysunęła się bliżej.
- To nie sen kochanie... - spojrzał w jej czerwone oczy. - strażnicy niedługo przyjadą. Musimy się zwijac - powiedział żartobliwie nie spuszczając z niej oka.
- Jasne bałwanku. - zaśmiała się ale nagle poczuła ukłucie w sercu. To był Mrok. Zaatakował ją.

3 komentarze:

  1. Ciekawy rozdział i poprzedni też, robisz postępy, wyrabiasz się :D
    naprawdę super ci idzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się romantycznie, ale czuję, że to nie potrwa długo.
    No nic, pisz dalej ;)
    Wenyyy :*

    OdpowiedzUsuń